Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/282

Ta strona została uwierzytelniona.

I otworzył z trzaskiem drzwi.
Co za piski, i wrzaski, i krzyki wypełniły powietrze!
Nic dziwnego, że przerażone Tchórze dawały nurka pod stoły wyskakiwały jak wariaty przez okna! Nic dziwnego, że Kuny pędziły gwałtownie do kominków i więzły beznadziejnie w przewodzie komina. Nic dziwnego, że powywracano stoły i krzesła, a porcelana i szkło zasłały z brzękiem podłogę podczas straszliwej paniki, jaka zapanowała, gdy czterej bohaterowie wkroczyli z gniewem do pokoju! Potężny Borsuk o najeżonych wąsach wielką pałką przecinał ze świstem powietrze; Kret, czarny i ponury, machał kijem i powtarzał swój straszny okrzyk wojenny: „Do Kreta! Do Kreta!” Szczur gotów był ważyć się na wszystko, mając za pasem zatkniętą broń wszelkich epok i rodzajów; Ropuch zaś, zapamiętały w swej zranionej dumie i niesłychanie podniecony, tak się nadął, że wyrósł do dwukrotnej swej objętości; skakał przytym w górę jak szalony, wydając ropusze pohukiwania, które mroziły krew w żyłach.
— „Ropuch poszedł na hulankę!” — wrzeszczał. — Ja wam sprawię hulankę! — i natarł wprost na Wodza Tchórzów.
Przyjaciół było tylko czterech, lecz przerażonym Tchórzom wydało się, że w komnacie pełno potwornych zwierząt szarych, czarnych, bronzowych i żółtych, które krzyczą i wywijają olbrzymimi pałkami.