Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/294

Ta strona została uwierzytelniona.

lety. Jednakże wiem, iż to wy macie słuszność a nie ja. Odtąd stanę się zupełnie innym Ropuchem. Już nigdy, drodzy moi, nie będziecie potrzebowali za mnie się rumienić. Ale o Boże! Boże! jakie to życie jest ciężkie!
I Ropuch wyszedł chwiejnym krokiem, przyłożywszy chustkę do pyszczka.
— Borsuku — powiedział Szczur — mam wrażenie, że postąpiłem jak bydle. Ciekawa rzecz jak ty się czujesz?
— Cóż robić! — westchnął chmurny Borsuk. — Trzeba to było jednak przeprowadzić. Ten zacny chłopak musi tu mieszkać, i nie trwonić mienia, i zasłużyć sobie na powszechny szacunek. Czy chciałbyś aby stał się ogólnym pośmiewiskiem, celem kpin i drwin Tchórzów i Łasic?
— Oczywiście, że nie chciałbym tego — odparł Szczur. — Ale kiedy mowa o Tchórzach, co za szczęście że spotykaliśmy małego tchórzyka w chwili kiedy zaczynał roznosić zaproszenia Ropucha! Powziąłem już pewne podejrzenia z tego coś opowiedział i przeczytałem parę zaproszeń; były poprostu haniebne. Skonfiskowałem cały ich stos, a teraz poczciwy Kret siedzi w niebieskim saloniku i wypełnia zwykłe, proste karty zaproszeniowe.
Nadeszła wreszcie godzina oznaczona na bankiet a Ropuch, który, opuściwszy przyjaciół, schronił się do swej sypialni, siedział tam jeszcze smętny i za-