— Mój kochany Szczurku — odezwał się raptem Kret, pewnego pięknego ranka w środku lata. — Chciałbym cię prosić o łaskę.
Szczur siedział nad Rzeką i nucił piosenkę. Dopiero co sam skomponował tę piosenkę, więc był nią bardzo przejęty i nie zwracał uwagi na Kreta ani na nic innego. Od samego świtu pływał po Rzece w towarzystwie swoich przyjaciółek — kaczek. A kiedy kaczki — jak zwykle — stawały nagle na głowie, Szczur dawał nurka i łaskotał je po szyjach, (powiedziałbym że łaskotał je w podbródek, gdyby go kaczki miały), zmuszał je tym sposobem do szybkiego wypływania na powierzchnię. Kaczki były rozwścieczone, krztusiły się i wygrażały Szczurowi każdym piórkiem z osobna, bo przecież nie można wypowiadać wszystkiego co się czuje, gdy się ma łebek schowany pod wodą. Ubłagały go wreszcie aby poszedł zająć się swoimi interesami i zostawił im możność dbania o własne sprawy. Szczur
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/31
Ta strona została uwierzytelniona.
II
NA GOŚCIŃCU