Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/33

Ta strona została uwierzytelniona.

bie kto o nim pomyśli, a przytym był szczery z natury.
— Kaczki też się nią nie zachwyciły — odrzekł Szczur pogodnie. — Powiedziały: „Dlaczego nikomu nie pozwalają robić tego co chce, kiedy chce i jak chce! zaraz ktoś inny siada na brzegu, przygląda się, wypowiada swoje uwagi, pisze wiersze o tym co zauważył i tak dalej. To przecież nie ma sensu! — Takie jest zdanie kaczek.
— Tak, tak, to nie ma sensu, — potakiwał Kret z wielką gotowością.
— Nieprawda! — wykrzyknął Szczur bardzo obrażony.
— A więc dobrze już dobrze; zgadzam się z tobą, Szczurku, — przytwierdził zgodnie Kret. — Ale ja chciałem się spytać czy nie mógłbyś wprowadzić mnie do pana Ropucha? Tyle o nim słyszałem, i ogromnie pragnę go poznać.
— Bardzo chętnie — powiedział poczciwy Szczur, zrywając się i odkładając poezję na inny dzień. — Wyciągaj łódkę, pojedziemy natychmiast. Ropuch o każdej porze wita mile gości. Czy to rano, czy wieczorem jest zawsze taki sam; w dobrym humorze, rad, że się przyszło i zmartwiony kiedy się odchodzi.
— Musi to być bardzo miłe stworzenie — zauważył Kret, wchodząc do łódki i biorąc się do wioseł, podczas gdy Szczur sadowił się wygodnie przy sterze.
— Najlepszy wśród zwierząt — odrzekł Szczur — bardzo poczciwy, prosty i serdeczny. Może niezbyt mą-