wziąć górę nad osobistym zapatrywaniem. Przykro mu było sprawić zawód obu przyjaciołom, którzy pogrążyli się w planach i przewidywaniach i opracowali codzienny rozkład zajęć na przeciąg kilku tygodni.
Gdy skończyli obrady, zwycięski Ropuch zaprowadził swoich przyjaciół na grudź i kazał im łapać starego siwego konia, którego — bez jego zgody a nawet ku jego wielkiemu niezadowoleniu — skazał na pracę wśród kłębów kurzu, w tej niezbyt pociągającej dla niego wędrówce. Koń niewątpliwie wolał zostać na grudzi i po wielu trudach dał się złapać. Tymczasem Ropuch pakował wciąż nowe zapasy do szafy i wieszał pod wozem torby z obrokiem, siatki z cebulą, wiązki siana i kosze. Wreszcie Kret i Szczur zdołali złapać konia, zaprzęgli go do wozu i przyjaciele wyruszyli w drogę.
Rozprawiali wszyscy razem, idąc obok wozu, czy też przysiadając na dyszlu gdy im przyszła ochota. Popołudnie złociło się. Zapach wznoszącego się pyłu
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/41
Ta strona została uwierzytelniona.