Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/45

Ta strona została uwierzytelniona.

żyny i dopiero po południu wędrowcy wydostali się na szosę, na pierwszą szosę od początku wyprawy; czyhała tam na nich zguba szybka i nieprzewidziana, zguba, która położyła kres ich wyprawie i wpłynęła wprost druzgocąco na przyszłą karierę Ropucha.
Wędrowali, nie śpiesząc się, po szosie. Kret szedł przodem, przy pysku konia i gwarzył z nim, ponieważ koń uskarżał się, że nie bierze w niczym udziału i że nikt nie ma dla niego najmniejszych względów. Ropuch i Szczur szli razem za wozem i rozmawiali; a właściwie Ropuch mówił, a Szczur wtrącał tylko od czasu do czasu: — Tak, oczywiście; a co ty mu na to powiedziałeś? — i myślał zupełnie o czym innym. Wtem posłyszeli za sobą, daleko, słaby ostrzegawczy dźwięk podobny do odległego brzęczenia pszczoły. Obejrzeli się i zobaczyli niewielki obłok kurzu a w środku ciemny punkt; obłok zmierzał ku nim z niesłychaną szybkością, z kurzu dobywał się cichy odgłos: „Poop! Poop!” niby niewyraźny jęk udręczonego zwierzęcia. Nie zwrócili na to baczniejszej uwagi i ciągnęli dalej rozpoczętą rozmowę, kiedy w jednej chwili (tak się im przynajmniej zdawało) nastąpiła zmiana dekoracji. „To” wpadło na nich wśród huraganowego wichru i szalonego hałasu; wystraszone zwierzęta uskoczyły do rowu. „Poop, poop” zabrzmiało im w uszach spiżowo; ujrzeli przez mgnienie oka wnętrze połyskujące od rżniętego szkła i skóry. Wspaniały samochód olbrzymich rozmiarów, oszałamiający, zapalczy-