Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/51

Ta strona została uwierzytelniona.

dzą do kogo należy — i złożysz skargę. Pójdziesz potem do kowala albo do kołodzieja i umówisz się z nim aby przyciągnął i wyreperował wóz. Potrwa to jakiś czas, ale wóz nie jest beznadziejnie rozbity. Tymczasem my z Kretem wyszukamy w jakimś zajeździe wygodne pomieszczenie, gdzie będziemy mogli pozostać, póki wóz nie wyreperują i twoje nerwy nie ochłoną po tym wstrząsie...
— Posterunek policji! Skarga! — szepnął rozmarzony Ropuch. — Ja miałbym oskarżyć tę cudowną, niebiańską wizję, która została mi łaskawie zesłana! Zreperować wóz! Skończyłem już na zawsze z wozami. Nie chcę nigdy widzieć tego wozu ani o nim słyszeć. O Szczurku! Nie możesz sobie wystawić jaki ci jestem wdzięczny za to, że zgodziłeś się pojechać na tę wycieczkę! Nie byłbym się wybrał bez ciebie i może nigdy nie byłbym ujrzał tego łabędzia, tego promienia słońca, tego pioruna! Mogłem nigdy nie posłyszeć tego uroczego dźwięku, nigdy nie powąchać tego czarownego zapachu! Wszystko zawdzięczam tobie, o najlepszy z przyjaciół.
Szczur z rozpaczą odwrócił się od Ropucha.
— Sam widzisz — rzekł do Kreta, ponad głową Ropucha. — On jest beznadziejny. Wyrzekam się wszystkiego. Gdy dotrzemy do miasta, pójdziemy na dworzec. Przy odrobinie szczęścia możemy tam złapać pociąg, który odwiezie nas na wieczór do Wybrzeża. A jeśli kiedykolwiek przyłapiesz mnie na ja-