kiej wycieczce z tym irytującym zwierzakiem!... — Tu parsknął i przez resztę męczącej wędrówki odzywał się tylko do Kreta.
Kiedy dostali się do miasta, poszli wprost na dworzec, gdzie umieścili Ropucha w poczekalni drugiej klasy, dając dwa pensy tragarzowi aby go miał na oku. Potem zostawili konia w stajni przy zajeździe i wydali najwłaściwsze w swoim mniemaniu rozporządzenia dotyczące wozu i jego zawartości. Ponieważ zdarzyło się iż wsiedli wypadkiem do pociągu, który stanął na stacji w bliskości „Ropuszego Dworu”, odstawili Ropucha wciąż nieprzytomnego i rzekłbyś urzeczonego do drzwi jego domu, nakazując gospodyni aby go nakarmiła, rozebrała i położyła do łóżka. Potem wydostali z szopy swoją łódkę i popłynęli wzdłuż Rzeki do domu, a o bardzo późnej godzinie zasiedli do kolacji w przytulnym saloniku na Wybrzeżu, ku wielkiej radości i zadowoleniu Szczura.
Nazajutrz Kret spał długo i cały dzień wypoczywał; wieczorem łapał ryby na brzegu Rzeki, kiedy nadszedł Szczur, który składał wizyty przyjaciołom i zbierał plotki.
— Słyszałeś co za nowina? — spytał. — O niczym innym nie mówią na całym Wybrzeżu. Ropuch dziś od samego rana pojechał pociągiem do miasta i zamówił sobie wielki i bardzo kosztowny samochód.
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/52
Ta strona została uwierzytelniona.