re słyszał wyraźnie, wchodząc do Puszczy, przycichły i ustały, zapanowała wielka cisza. Szczur przeszedł las wzdłuż aż do najdalszego jego krańca, jak na mężczyznę przystało, a następnie, porzuciwszy wszelkie ścieżki, postanowił zbadać Puszczę wszerz, przeszukując cały teren i nawołując wciąż wesoło: — Kreciku! Kreciku! Kreciku! Gdzie jesteś? To ja, stary Szczur!
Ganiał tak cierpliwie tam i sam po Puszczy przez godzinę, a może i dłużej, gdy wreszcie ku swojej radości posłyszał cichy odzew. Kierując się za tym głosem, przedarł się wśród wzrastającej ciemności do stóp starej brzozy, w której pniu znajdowała się dziupla, i tam doszedł jego uszu słaby szept:
— Czy to naprawdę ty jesteś, Szczurku?
Szczur wdrapał się aż do dziupli i odnalazł Kreta, który dygotał zupełnie już wyczerpany.
— O Szczurku! — wykrzyknął Kret. — Tak się bałem! Nie możesz sobie wyobrazić jak straszliwie się bałem!
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/64
Ta strona została uwierzytelniona.