szcze trochę widno. Rozumiesz, że nocowanie tutaj byłoby niepożądane; choćby z powodu zimna.
— Drogi Szczurku — powiedział biedny Kret — strasznie mi przykro, ale czuję się śmiertelnie wyczerpany, to fakt, który nie ulega najmniejszej wątpliwości. Musisz pozwolić mi jeszcze trochę wypocząć i odzyskać siły, o ile wogóle mam dotrzeć do domu.
— Ależ zgoda! — oświadczył poczciwy Szczur — odpoczywaj. Teraz jest jeszcze ciemno jak w rogu. Później powinien pokazać się kawałek księżyca.
Wobec tego Kret rozłożył się wygodnie i zagrzebał głęboko w liście; niebawem zapadł w niespokojny, przerywany sen.
Szczur tymczasem okrył się jak tylko mógł najlepiej, aby się rozgrzać i czekał cierpliwie, leżąc z pistoletem w łapce. A gdy Kret zbudził się wreszcie zu-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/66
Ta strona została uwierzytelniona.