Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/76

Ta strona została uwierzytelniona.

się na dobre. Ktoż to śmie niepokoić mię w taką noc? Odezwać się!
— O Borsuku! — wykrzyknął Szczur — wpuść nas, proszę. To ja, Szczur, i mój przyjaciel Kret. Zgubiliśmy drogę w śniegu.
— To ty Szczurku, kochany mój chłopcze! — zawołał Borsuk zupełnie innym tonem. — Wejdźcie natychmiast obydwaj, musicie być nieżywi ze zmęczenia. Coś podobnego! Zgubili się wśród śniegu! I to nocą, o tej porze, w Puszczy! Ale wejdźcie, wejdźcie.
Zwierzątkom było tak pilno znaleźć się w norze, że wchodząc z pośpiechem wpadły na siebie i z radosną ulgą posłyszały zamykające się za nimi drzwi.
Borsuk miał na sobie długi szlafrok, a na nogach pantofle, które rzeczywiście były przydeptane, w łapie zaś trzymał płaski lichtarz; zapewne kładł się już spać, gdy posłyszał stukanie. Spojrzał dobrotliwie na przyjaciół i pogładził obu po łebkach.
— To nie jest noc odpowiednia na spacery małych zwierząt — rzekł po ojcowsku. — Pewno musiałeś znów płatać jakieś figle, Szczurku. Ale chodźcie dalej, do kuchni. Pali się tam pierwszorzędny ogień, jest kolacja i wszystko, czego potrzeba.
Poszedł naprzód, szurając nogami i świecąc im po drodze, a Kret i Szczur dążyli za nim — trącając się wzajemnie znacząco w przewidywaniu wielu przyjemności — wzdłuż długiego, ponurego i, prawdę powiedziawszy dość odrapanego korytarza; dotarli wre-