„A mówiłem” lub: „Tak twierdziłem zawsze”; nie wygłaszał zdania, że powinny były postąpić tak a tak, lub że nie powinny były zrobić tego a tego. Kret nabrał do niego wielkiej sympatii.
Gdy nareszcie skończyli kolację, gdy każde ze zwierząt poczuło, że ma skórę naciągniętą do ostatnich granic bezpieczeństwa i że nie obchodzi go nikt i nic, zgromadzili się wkoło żarzącego ogniska i zaczęli rozmyślać, jaka to wielka przyjemność czuwać o tak późnej godzinie, być tak niezależnym i tak bardzo najedzonym. Po dłuższej rozmowie na tematy ogólne Borsuk spytał serdecznym głosem:
— A teraz opowiedzcie mi nowiny z waszej części świata. Co porabia stary Ropuch?
— Wpada wciąż z deszczu pod rynnę — odrzekł Szczur z powagą, podczas gdy Kret rozkoszował się ogniem, siedząc wygodnie rozparty na krześle, z łapkami umieszczonymi wyżej łebka, i usiłował przywołać odpowiednio smutny wyraz na swój pyszczek. — Rozbił się znowu w zeszłym tygodniu i to porządnie. Upiera się aby sam auto prowadzić a w żaden sposób nie może sobie z tym dać rady. Gdyby zgodził sobie przyzwoite, rozważne, wykwalifikowane zwierzę, zapłacił mu porządną pensję i wszystko jemu powierzył, dobrze by mu się działo. Ale gdzie tam! Ma przekonanie, że jest szoferem z Bożej łaski i że nikt go nie może niczego nauczyć! widzimy jakie są tego skutki.
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/80
Ta strona została uwierzytelniona.