Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/83

Ta strona została uwierzytelniona.

sze w pokoju, gdzie świeże nadrzeczne podmuchy wchodziły przez okna i odczuwał bezwątpienia wpływ nieprzewietrzanego, dusznego mieszkania.
— Czas już nam wszystkim udać się na spoczynek — rzekł Borsuk, wstając i biorąc do łapki płaski lichtarz — Chodźcie obydwaj, pokażę wam waszą kwaterę. A jutro rano nie śpieszcie się. Śniadanie możecie dostać kiedy wam się spodoba.
Zaprowadził oba zwierzątka do izby, która wyglądała poczęści jak skład, a poczęści jak sypialnia. Zimowe zapasy Borsuka (wszędzie było ich pełno) zajmowały pół pokoju — stosy jabłek, rzepy, kartofli, kosze z orzechami i garnki z miodem — lecz dwa białe łóżeczka na wolnej przestrzeni miały wygląd nęcący i wygodny, a bielizna z szorstkiego płótna była czysta i pachniała miło lawendą. Kret i Szczur rozebrali się w pół minuty i wślizgnęli się pod kołdry z wielką radością i ukontentowaniem.
Nazajutrz, stosując się do uprzedniej zachęty Borsuka, oba zmordowane zwierzątka zeszły bardzo późno na śniadanie. Zastały w kuchni ogień buzujący na kominku i dwa młode jeżyki, które siedziały na ław-