bym zdobyła więcej wiadomości — no i byłabym „Ich” pouczyła.
— Czy nie czułaś... hm... ani trochę zdenerwowania? — spytał Kret, którego na wspomnienie Puszczy ogarnął ponownie wczorajszy lęk.
— Zdenerwowania? — Wydra pokazała w uśmiechu mocne, błyszczące, białe zęby. Ja bym sprawiła im nerwy, gdyby który poprobował na mnie swoich sztuczek! A teraz Kreciku, bądź taki dobry i przysmaż mi parę kawałków szynki. Jestem straszliwie głodna, a mam moc do opowiedzenia Szczurowi, wieki już go nie widziałam.
Zacny Kret ukroił kilka płatków szynki i nakazał jeżykom przypilnować smażenia a sam powrócił do przerwanego śniadania. Tymczasem Wydra ze Szczurem, stykając się niemal łebkami, omawiali zawzięcie wiadomości z Wybrzeża. Ich rozmowa toczyła się bez końca, płynęła niby szumiąca rzeka.
Talerz przysmażonej szynki znikł i został zwrócony z prośbą o nową porcję, gdy wszedł Borsuk, ziewając i przecierając oczy. Przywitał wszystkich swoim zwyczajem w sposób spokojny i pełen prostoty, wypytując dobrotliwie każdego z osobna.
— Zbliża się pora drugiego śniadania — zauważył, zwracając się do Wydry — zostań, zjesz je z nami, musisz być głodna w ten zimny ranek.
— Ja myślę! — odparła Wydra, mrugając porozu-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/88
Ta strona została uwierzytelniona.