wówczas jazda na górę, a tam wszystko gotowe tylko na nas czeka.
Borsuk promieniał.
— To samo i ja twierdzę — odparł. — Tylko pod ziemią jest bezpiecznie, cicho i spokojnie. A jeśli kto ma bujną wyobraźnię i zapragnie przestrzeni, pokopie, podrapie i już ją ma! Jeśli zaś uważa, że jego dom jest zbyt obszerny, zalepi jedną czy dwie dziury i znów osiągnął to, czego chciał. Nie potrzeba nam architektów, ani handlarzy, nikt nie wydziwia nad nami, zaglądając przez płot, a przedewszystkiem nie zależymy od pogody. Weź naprzykład Szczura. Woda przybierze o kilka stóp i już musi przenosić się do wynajętego lokalu w niemiłej dzielnicy, gdzie mu jest niewygodnie a w dodatku kosztuje go to dużo pieniędzy. Weź naprzykład Ropucha. Nie mam nic przeciwko „Ropuszemu Dworowi”, jest to najlepszy z domów w okolicy, jeśli już mowa o domach. Ale niech wybuchnie pożar — co pocznie Ropuch? Jeśli wiatr zerwie dachówki lub ściana zarysuje się czy zawali — co pocznie Ropuch? Przypuśćmy, że w pokojach są przeciągi — ja sam nienawidzę przeciągów — co pocznie Ropuch? Tam na dworze, w górze dobrze trochę się powłóczyć i zdobyć żywność, lecz trzeba mieć podziemie dokąd się wraca — oto moje pojęcie o domu.
Kret potakiwał z przekonaniem i dlatego Borsuk serdecznie się z nim pokumał.
— Gdy skończymy śniadanie — rzekł — oprowadzę
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/90
Ta strona została uwierzytelniona.