czekamy cierpliwie i znowu powracamy. I tak będzie zawsze.
— Ale co się stało gdy się ci ludzie wreszcie wynieśli? — spytał Kret.
— Kiedy odeszli, silne wiatry i długotrwałe deszcze zajęły się tą sprawą. Pracowały pilnie, bez wytchnienia, rok po roku. Być może że i my, borsuki, dopomogliśmy im trochę we własnym ciasnym zakresie; ktoż to może wiedzieć? Wszystko rozpadało się, rozpadało się coraz bardziej, aż stopniowo miasto zamieniło się w ruinę, zostało zrównane z ziemią i wreszcie znikło zupełnie. A potem wszystko zaczęło rosnąć; rosło coraz wyżej, nasiona stały się sadzonkami, a sadzonki drzewami w lesie, paproć i ciernie pośpieszyły z pomocą, nagromadziły się warstwy przegniłych liści; wezbrane zimą strumyki przynosiły ziemię i piasek, które pokrywały wszystko i równały; z czasem nasze mieszkania były znów gotowe, więc się wprowadziliśmy. Tam w górze nad nami działo się to samo: przyszły zwierzęta, miejscowość im się spodobała, wprowadziły się, zakwaterowały, rozmnożyły, i dobrze im się dzieje. O przeszłość się nie troszczą — przeszłość nigdy zwierząt nie obchodzi, nie mają czasu nią się zajmować. Było tu oczywiście sporo pagórków i nierówności, ale to właśnie przedstawiało dla nas pewną korzyść. Zwierzęta nie kłopoczą się także i przyszłością, przyszłością, kiedy ludzie może się znowu wprowadzą — na pewien czas — niema w tym nic niemoż-
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/93
Ta strona została uwierzytelniona.