Owce zbiegły się w gromadę i pchały się na płot; dmuchały przez delikatne nozdrza, tupały cienkimi nóżkami, odrzucając w tył łebki, a lekka para unosiła się w mroźne powietrze z zatłoczonej zagrody. Kret i Szczur śpiesznie mijali owce, byli obaj w doskonałych humorach, śmiali się i rozprawiali z ożywieniem. Szli naprzełaj przez pola, powracając z całodziennej wyprawy odbytej w towarzystwie Wydry; polowali i przeszukiwali wyżyny, skąd brały swój nikły początek niektóre dopływy ich własnej Rzeki. Nad zwierzątkami zaciągały się już cienie krótkiego zimowego dnia a mieli jeszcze przed sobą spory kawał drogi. Przeprawiali się właśnie z ciężkim trudem przez podorywkę, zdając się na los szczęścia, kiedy posłyszeli beczenie owiec i pośpieszyli ku nim; a potym odkryli ubity ślad prowadzący od zagrody owiec, co im ułatwiło zadanie, zaspakajając przytym to coś subtelnego i badawczego co tkwi w każdym zwierzęciu; ślad bowiem mówił nieomylnie:
Strona:Kenneth Grahame - O czym szumią wierzby.djvu/98
Ta strona została uwierzytelniona.
V
„DULCE DOMUM”