Strona:Kirgiz (Zieliński).djvu/016

Ta strona została uwierzytelniona.

Tu — skończyły się drogi...
W krąg jak zajrzysz — rozłogi
Puste, równe, faliste, szumiące. —
Gdy w nich Kirgiz żegluje,
Któż mu drogę wskazuje?....
Niebo tylko, przez gwiazdy lub słońce.
Lecą — któż go dogoni?...
Tylko trawa się kłoni,
Gdzie ją rumak w przelocie dotyka. —
Ślad i jeździec — to chwila...
Wnet się trawa odchyla,
Jeździec przemknął — a za nim ślad znika.
Zioła, twory — w snie drzemią. —
Między niebem a ziemią
Nikt nie czuwa, nie żyje — w pustyni.
Jeździec, powiódł oczyma....
Tak! — nikogo tu nie ma.
On sam, — w środku tej ciemnej świątyni.
W tem czarnoksięzkiem kole,
Kraina mroku — w dole,
Lecą jej krańców, wzrok jeźdźca nie sięga.