Strona:Klęski zaraz w dawnym Lwowie.pdf/27

Ta strona została przepisana.

baniem nawiedzały Lwów średniowieczny. Już zaraz w r. 1362 znowu zaniesioną została tu zaraza przez uciekinierów z zachodnich ziem[1], bo zresztą żadnego zakątka państwa polskiego wówczas nie oszczędziła a „wygubiwszy wielką liczbę ludzi, miasta, wsie i osady, przemieniła na długi czas w pustynie“[2]. Powtórzyło się to w r. 1365[3].
Gdy w latach 1371—2 w zachodnich prowincjach Polski mór szerzył się z taką gwałtownością, że, jak tradycja głosi, miejsc na cmentarzach dla zmarłych zabrakło, Lwów oddychał swobodnie, a później był też ostoją dla rodziny królewskiej, pierzchającej na wschód przed śmiertelnym chwytem moru w 1439 r.[3]. Jednak już w dwa lata później macki tego groźnego polipa dosięgły Lwowa, jak świadczy testament z sierpnia 1441 r. spisany tempore praesentis pestilentiae[4]. W testamencie tym Marcin, syn niegdyś kramarza Grzegorza, czyni różne legaty pod wpływem trwogi przed czarną śmiercią i asekuruje się niejako u opatrzności na czas zarazy, uznając prawomocność swego testamentu na czas jej trwania, durante pestilentia, zastrzega sobie zmianę jego, jeśli żyw po niej pozostanie.
W 1362 i 1441 roku, chociaż Lwów miał już swe władze miejskie, ani śladu jednak nie spotyka się ich akcji, jakichś rozporządzeń sanitarnych, pomocy publicznej – wszystko co o tych zarazach wiemy, to zaledwie echo głuche tych lat nieszczęsnych. Również zaledwie wieść się do nas przedostała, że zaraza powróciła w r. 1464[5]. Dopiero w trzy lata później siła jej wybuchu zmusiła do zwrócenia bacznej uwagi na to zło nieokiełzane, które pojawiło się w mieście w 1467 r.
Już na początku wielkiego postu a więc bardzo wczesną wiosną, bo Wielkanoc ówcześnie przypadała na dzień 29 marca, pokos tej czarnej śmierci był tak gęsty, że miasto sprowadza medyka Zygmunta z Krakowa i godzi go jako lekarza miejskiego dla potrzeby ogółu, pro communi necessitate[6]. Jego jednakże akcja lecznicza postępów moru nie powstrzymała, w jesieni bowiem pestifera aura cały bieg spraw w mieście zatrzymała; sądy „stanęły“, „nie szły" wskutek jej ogromnego nasilenia[7].

Zima wreszcie „uciszyła powietrze“. Gdy wypadki śmiertelne nie pojawiły się na wiosnę i w lecie, wczesną jesienią roku następnego lekarz Zygmunt, zdaniem władz miejskich już nie-

  1. Ibidem, str. 69; Giedroyć, str. 42.
  2. Długosz, t. III (XII) str. 298.
  3. 3,0 3,1 Zimorowicz, o. c., str. 86; Zubrzycki, str. 99.
  4. Mon. Leop. t. IV, zap. 230, str. 31.
  5. Zimorowicz, o. c., str. 346.
  6. Percepta et exposita civitatis 1460—1514, str. 162.
  7. A. G. Z. t. XV, nr. 3430. 25. XI. 1467 r. „generalis positio terminorum… propter auram pestiferam protunc Leopoli gravissime vigentem“.