Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/118

Ta strona została przepisana.
DOROSZ.

Kto się kiedy spodziewał, żeby wypaść miały
Z tak maluchnej iskierki tak wielkie zapały,
Których ani obfite łzy ugasić mogą,
Ani krew, wytoczona powodzią tak srogą:
Nie umiano tej iskry zalać wody kropią,
Teraz pożóg jej wielkie rzeki nie zatopią.
Do takiej nas niewoli zbyteczne swobody
I łakomstwo przywiodło do tak znacznej szkody....


WOJDYŁŁO.

Jako przyszłą nawalność żeglarzom na morzu
Gwiazdy opowiadają: tak na Zaporożu
Burdę kozacką, gdy się zaczynała właśnie,
Wiele praktyk domowych wróżyło nam jaśnie.
Nie było żadnej nocy (śmiele to rzec mogę),
Którejby nie trąbili kundysi na trwogę;
Nie było dnia, żeby weń stare wrony wieszcze
Nie miały krakać rano; a co powiem jeszcze,
Żadnego roku wilcy większemi kupami
Nie wili się naszemi między koszarami,
Nawet się z domowemi spąchawszy sobaki,
Szkody w trzodach czynili. Azaż to nie znaki
Unii niezwyczajnej, która biesa z Krzyżem
Pobratała, Krym dziki zjednoczywszy z Niżem?
Nuż, gdy najwięcej chmielu w zapustne ostatki
Zażywaliśmy, azaż w tenże czas na klatki
Wiejskie i na pałace pańskie z wschodniej strony
Szturmowny wiatr i wicher, wypadłszy, szalony,
Odzierając poszycia, łupiąc domy z dachów,
Prędko następujących nie był wieszczkiem strachów?....
Nazajutrz po wtargnieniu (że, co prawda, powiem)
Tatarowie z kozaki, jako gęsta chmura,
Naprzód na cmentarz wpadłszy do świętego Jura.