Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/269

Ta strona została przepisana.
FRANCISZEK ZABŁOCKI.
ZALOTY.
(Z KOMEDJI „FIRCYK W ZALOTACH“).
FIRCYK.

A! moja podstolina! cóż to za odmiana?
Co widzę? takeś mi dziś gustownie odziana,
Te kwiatki, te kosztowne fraszki, te trzęsidła?
Niech mi się godzi spytać, na kogo są sidła?

PODSTOLINA.

Pewnie nie na waćpana.

FIRCYK.

Pozwól, że nie wierzę.
Cóż ma znaczyć to śmierci ze światem przymierze?
Ta żałoba, z jasnemi zgodzona kolory?
Ten włos, gwoli zwycięstwom utrefion w kędziory?
Te oczy, na serc zapał dane od natury,
Pełne zmyślonej buty, pełne ciężkiej chmury,
Któremi, mimo przymus, przez skryte tajniki
Serce miękkie, nie umysł znać się daje dziki?
Co znaczy to zmieszanie wstydu i rzewności?
Łagodności i grozy, męstwa i słabości?
Wszystko to tysiąc wdzięków jedna twej osobie;
Stokroć ci jednak będzie lepiej nie w żałobie.

PODSTOLINA (udając gniewną).

Pókiż to tych waćpana żartów i swawoli?
Nie widzę w nich ni piętna dowcipu, ni soli;
Nie ten, mospanie! z naszą płcią zabaw gatunek
Jedna wam przywiązanie, względy i szacunek;
Zamiast, cobyś pokorny, powolny i cichy,
Miał szukać wzajemności, idziesz drogą pychy...
Porzuć waćpan tę miłość własną, te obcesy,
Te śmiałe z pokrzywdzeniem płci naszej karesy;
Służ, nadskakuj i bój się i wahaj w nadziei:
Te są drogi do serca, tem się miłość klei.
Na to mało lat dziesięć, nie, żeby w momencie...