Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/271

Ta strona została przepisana.

Chcąc przez to w nim uniżyć uprzedzenie mylne,
Dla kobiet pełne wzgardy, dla siebie przychylne;
Nie takes niebezpieczny; nie tak bardzo na twe
Ofiary czucia moje możesz znaleść łatwe —
I jeźli jaka w mojej duszy jest odmiana,
To ta chyba, że mam gniew słuszny do waćpana
Za tę jego zuchwałość, za to niepotrzebne,
Jakobym cię kochała, myślenie pochlebne,
Za te zimne umizgi, te ofiary płonne,
To serce obojętne, słowa obustronne,
Które nie czułość duszy, nie umysł otwarty,
Ale nieprzyzwoite oznaczają żarty.

FIRCYK.

Czyż można tak tłómaczyć! żarty nie są drwiny,
Respekt pierwszy jest u mnie wzgląd dla podstoliny
I, jeźli co się żartem z moją panią mówi,
Folguję tem skromności, twojemu wstydowi,
Ażebyś — bez jawnego swej niewoli piętna —
Brała więzy serdeczne jak gdyby niechętna;
Żarty są moje groty, żarty me oręże,
Z tą bronią, jeźli wygram, jeżeli zwyciężę,
Tryumf mój będzie słodki bez strony skrzywdzenia;
Mam wszystko od uśmiechu, nic od zawstydzenia!
Kto tak kocha, zda mi się delikatnie kocha.

PODSTOLINA.

U mnie zaś taka miłość lekka jest i płocha;
Serce, które prawdziwie swoje więzy czuje,
Tyle zna miłość ważną, że z niej nie żartuje;
Owszem, nią zaprzątnione, nią całe przejęte,
Czci ją tylko westchnieniem, jako bóstwo święte.

FIRCYK.

Czy tak? nic łatwiejszego; wkrótce się odmienię,
Kończę żarty, i nudne zaczynam wielbienie.
Masz mnie, pani! dla siebie odtąd hołdowniczym,
Lecz, gdy stracę wesołość, zostanę przy niczem...