Ja, co zawsze nad względy miłość mą przekładam,
Mimo rodziców, chciałam z nim uciec od madam,
Złączyć się z mym idolem; kiedy Parki srogie
Przecięły nożyczkami dni jego tak drogie! (płacze).
O żale! o rozpacze! o dniu nader smutny!
Nie wiesz jeszcze, przez jaki przypadek okrutny!
(Wyjmuje z kieszeni pulares atłasowy i z niego papier)
Oto wierszopis jeden, znany z swej czułości,
Podał go rymy swemi do nieśmiertelności.
Ja nie mam siły sama mówić o tej zgubie.
Przeczytam, bo ja bardzo smutne wiersze lubię. (Czyta)
„Płaczcie, małe Amorki! płaczcie, Alcyjony!
Szambelan już nie żyje, szambelan zgubiony;
A z nim zniknęły wdzięki, młodość i rozkosze.
Uciszcie się, Zefiry! Zgon jego ja głoszę.“
Jak to czule pisano! O gorzkie wspomnienie!
„Febus, dnia tego mgliste rzucając promienic,
Ojciec wiecznej światłości, czynów naszych świadek,
Zapłakany przeglądał nieszczęsny przypadek.“
Ach! czemuś go nie przestrzegł, mieszkający w niebie,
O ty nielitościwy, o okrutny Febie!?
Gdy szambelan do butów srebrne przypiął kolce
I przed ganek zajechać kazał karyjolce,
Wskoczył na powóz świetny i wprędce podane