Strona:Klejnoty poezji staropolskiej (red. Baumfeld).djvu/333

Ta strona została przepisana.

— Nie mam. — Jak to być może? Ale już rozumiem
„I, lubo jeszcze trybu wiejskiego nie umiem,
„Domyślam się: na wety zastawiają półki,
Tam w pięknych piramidach krajanki, gomółki,
Tatarskie ziele w cukrze, imbier chiński w modzie;
„Zaś ku większej pociesze razem i wygodzie,
W ładunkach bibułowych kmin kandyzowany,
„A na wierzchu toruński piernik pozłacany.
„Szkoda mówić: to pięknie, wybornie i grzecznie!
„Ale wybacz mi waćpan, że się stawię sprzecznie:
„Jam niegodna tych parad, takiej wspaniałości“.
Zmilczałem, wolno było żartować jejmości.
Wjeżdżamy już we wrota: spojrzała z karety:
— „A pfe mospanie! Parkan! Czemu nie sztakiety?“
Wysiadła, a z nią suczka i kotka i myszka.
Odepchnęła starego szafarza Franciszka:
Łzy mu w oczach stanęły, jam westchnął. W drzwi wchodzi:
— To nasz ksiądz pleban. — „Kłaniam!“ – Zmarszczył się dobrodziej.
— „Gdzie sala?“ — Tu jadamy. — „Kto widział tak jadać?
Mała izba, czterdziestu nie może tu siadać.“ —
Aż się wzdrygnął Franciszek, skoro to wyrzekła,
A klucznica natychmiast ze strachu uciekła.
Jam został. Idziem dalej. — Tu pokój sypialny.
— A pokój do bawienia?“ — Tam, gdzie i jadalny.
— „To być nigdy nie może, a gabinet?“ — Dalej,
Ten będzie dla waćpani, a tu będziem spali.
— „Spali? Proszę, mospanie, do swoich pokojów.
Ja muszę mieć osobne od spania, od strojów,
Od książek, od muzyki, od zabaw prywatnych.
Dla panien pokojowych, dla służebnic płatnych.
A ogród?“ — Są kwatery z bukszpanu, ligustru.
— „Wyrzucić: nie potrzeba przydatniego lustru.
To niemczyzna. Niech będą z cyprysów gaiki,
Mruczące po kamykach gdzieniegdzie strumyki,