Pięknych przymiotach, sercu dobrem, znacznem mieniu!
Czy można się zapuszczać w nałóg tak fatalny,
Nałóg tem żałośniejszy, że nienaturalny?
Małoż człowiek wrodzonych ma w sobie zdrożności:
Zmysły z duchem walczące, z cnotą namiętności,
Ból, tęsknotę, zgryzoły, niepokój, choroby,
By jeszcze brał za inne zaguby sposoby?
Mójże ty filozofie, mój ostry cyniku!
Dobry sylogizm w szkole, lecz nie przy stoliku;
Schowaj się z morałami; nie prosiłem o nie,
Ratuj mię, podaj rękę, bo ostatniem gonię;
Nie mam nic, prócz stałego do gry przedsięwzięcia...
Czy nie wiesz czasem jakiej wdówki do najęcia?
Mniejsza o to, czy stara, czy młoda, garbata,
Prosta, chroma, czy ślepa, byleby bogata.
Jednoby się znalazło... wybierz sobie którą:
Mamy tu babsko ślepe, lat sześćdziesiąt z górą;
Wszak ci takiej potrzeba?
Maż funduszu wiele?
Już lat kilka w szpitalu siedzi przy kościele,
Fundusz dobry, i pewny, jeszcze Firlejowski;
Baby mówią pacierze, pleban trzyma wioski.
Idźże waść do stu katów, nie praw mi ambai,
Ja chcę baby bogatej, on mi ślepą rai!
Ciężkież to teraz czasy! serce człeka boli:
Kiedy ludzie żyć dobrze umieliby goli.
Źle w Polsce, zewsząd bieda: minery olkuskie
Zalane, zupy wpadły w kordony rakuskie.
Zboże tanie, cło drogie; ojciec znów mój sknera,
Stary, jak kruk, nie daje nic, i nie umiera;