Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— Z godzinę. Nie było cię, musiałem czekać.
— Toś do mnie przyszła?
— Albo nie?
— Jakaś ty dobra!...
— A ty to zły — i tyś dobry... Przyszłam cię przywitać i za gościniec podziękować, bo w domu nie mogłam.
— Przecież dziękowałaś.
— Ja sama nie wiem, co wówczas mówiłam, bo skoro wszedłeś, to tak mi się dziwnie zrobiło, ani ja ruchu, ani głosu, drżałam tylko, jak liść, a gdy wziąłeś mnie za rękę, uciekłam i...
— I co?
— Rozpłakałam się.
— A teraz cię nie przestraszyłem?
— Nie. Widziałam ja dobrze, że idziesz i z umysłu stanęłam tak, żebyś mnie nie poznał. Teraz witam cię, Jasiu i dziękuję, żeś o mnie pamiętał...
Objął ją wpół i przycisnął do piersi.
— Hanusiu?
— Co?
— Lubisz ty mnie?
— Może nie?