Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/160

Ta strona została uwierzytelniona.

— Ale co prawda, oczy ma ona prześliczne! — odezwał się brunet.
— Kto?
— Ona.
— Znowuż? — rzekł Adam, podnosząc się z krzesełka z groźnym gestem.
— Dajcie pokój! Nie psujcie gry, pieniądze leżą na stole, a oni się kłócą o jakieś tam oczy.
— Tembardziej, jeżeli ktoś ma zamiary poważne...
— Jakie mam, to mam! — krzyknął Talarowski — gdybym chciał, byłaby moją żoną, gdybym chciał, przyszłaby tu na zabawę, ale czy tak, czy owak, wam do tego nic!
— Oho! Akurat zarazby przyszła!
— Nie wierzysz?
— Nie.
— Może zakład?
— O co?
— Konia stawiam, a ty?
— Ja nie dziedzic, koni nie mam gdzie trzymać.
— To o dwieście rubli.
— Nie stać mnie na taką sumę!
— No, to o co sam chcesz.