Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/225

Ta strona została uwierzytelniona.

cyę — do żyda. Wszystko można, tylko nie trzeba robić takich głupstw, które niebezpieczeństwem grożą.
Wygłosiwszy tę naukę, Ździebełko rozczulił się, ucałował Adasia w obydwa policzki i pożyczył od niego pięć rubli, na trzy poważne cele, a mianowicie: na dalsze poszukiwanie dokumentów, niezbędnych do procesu, na podzelowanie butów, tudzież na zapłacenie drobnej należności Jojnie.
Myśl wyjazdu uśmiechała się Adamowi, zaczął zastanawiać się nad nią.
Kto wie, może Ździebełko ma słuszność, może podróż da zapomnienie, uwolni chwilowo chociaż od ognia palącego w piersiach, od tej siły wielkiej, która ciągnie w stronę kolonij, jakby żelaznemi rękami. I pysze i próżności i żądzy używania myśl wyjazdu również dogadzała.
Zobaczyć naprzykład Warszawę, piękniejsze zajazdy i bilardy, niż u Jojny, błyszczące od złota i luster restauracye, teatr i te wszystkie cuda, o których tak wiele opowiadał Ździebełko.
Zobaczyć, poznać to, użyć, sprawić sobie ubranie pierwszej mody i wrócić tu do mia-