Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/268

Ta strona została uwierzytelniona.

Ździebełko promieniał z radości; rozparty na siedzeniu, w delii baraniej po nieboszczyku Gerwazym, ćmił cygaro i snuł w myśli projekta wygodnego i przyjemnego życia przez czas jakiś, oczywiście możliwie najdłuższy.
W obszernym dworze, w pustych stancyach, pozostała wdowa sama, przygnębiona i smutna, jak grób.

· · · · · · · · · · · · · · · · · · ·

Nadeszła wiosna, ze słońcem, z kwiatami, wesoło się zrobiło na łąkach, na polu, w lesie świergotały ptaszki, ciepło wstąpiło w ziemię, a w ludzi otucha, nadzieja, nowy bodziec do życia.
Ruszyła się cała ludność z kolonij do pługów, do bron, do siewu; zakipiało życie na polach, w ogrodach, a praca szła żwawo z pieśniami.
Koło domów, na ogrodach, na łąkach, kobiety długiemi pasami porozkładały płótno, aby się bieliło na słońcu; dziatwa wybiegła z chat i rozproszyła się po pastwiskach za bydłem, za trzodą, za gęśmi.
O tej porze roku nie ma czasu, ani mężczyzna, ani kobieta, ani dzieciak, a nawet