Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/33

Ta strona została uwierzytelniona.

z tem głośno nie śmiał, bo wiedział, że poparcia nie znajdzie, że go wszyscy wyśmieją i zakraczą.
Ludzie wiejscy, rolnicy, zawsze na ziemię są chciwi i każdy radby jej jak najwięcej posiadać, ale w owym czasie prawdziwa gorączka kupna gruntów panowała. Dość było słówko szepnąć, że jaki folwark jest do nabycia, wnet kupcy, jak muchy do miodu, spieszyli i brali ziemię na działki, prawie nie targując się, byle tylko ją posiąść. W tym właśnie czasie ruszył się Wincenty i pół wioski rodzinnej wyprowadził za sobą.
Trafił się do kupna duży folwark, Wincenty porozumiał się ze swoimi i jeszcze z jednym szaraczkiem, który na handlu końmi dobre pieniądze zrobił i folwark ten kupili.
Koniarz wziął dwór z zabudowaniami i dwanaście włók przyległych, kolonistom dostała się reszta: pola, łąka, nowiny poleśne i lasu kawałek.
Musieli się całkiem z nowego budować i zagospodarowywać.
Na poprzednią swą własność, na ziemię, porozrzucaną długiemi, wąskiemi zagonami