Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/54

Ta strona została uwierzytelniona.

ru ceglastego, opaloną od słońca, tylko czoło białe, jak słoniowa kość. Oczy niewielkie, żwawe, bystro spoglądały z pod brwi gęstych, czarnych, wąsy były równo przystrzyżone nad wargą, żeby nie przeszkadzały w jedzeniu. Włosy miał trochę szpakowate, głowę nosił wysoko, w każdym jego ruchu, w każdym geście, znać było pewność siebie i przeświadczenie o swoim rozumie, wyższości i bogactwie.
Ubierał się nie z waszecia, ale zupełnie po miejsku. Na codzień, na podróże, włóczenie się po jarmarkach, na targi, używał butów z wysokiemi cholewami, kożucha i burki z kapturem, ale w święto nosił krochmalone gorsy, kołnierze i mankiety, nie zapominał o jaskrawym krawacie i szpilce z koralową główką. Miał czarny garnitur, kamasze, kapelusz kastorowy, porządne palto, w razie niepogody kalosze i parasol. Używał okularów w talmigoldowej oprawie, miał «porte-cigarre» skórzane i tabakierkę srebrną.
Żona jego do elegancyi przyzwyczaić się nie mogła; żwawa i ruchliwa kobiecina w zwykłym domowym wełniaku i w chustce na