Strona:Klemens Junosza-Buda na karczunku.pdf/75

Ta strona została uwierzytelniona.

ma do sąsiada to wywlecze, bo nikt nie chce swego darować i czy to szkody, czy obrazy, czy krzywdy będzie dochodził, precz, aż do ostatniej instancyi. I ty sobie, Icku, pamiętaj i zapisz, że my tacy ludzie, co swojego nigdy nie darują. Z nami mores trzeba znać, uczciwe słowo dać, poszanowanie mieć, szkody nie robić, a w drogę nie włazić... bo...
— Bo co?
— Bo jak świadkowie są, to się pozywa do sądu, a jak nie ma świadków, to się pierze na kwaśne jabłko — i szukaj wiatru w polu! Mówię ci to przez życzliwość, żebyś czasem czego nie oberwał.
Icek, wysłuchawszy tej perory, pożegnał swego gospodarza i z energią wielką zabrał się do stawiania budy, a właściwie małego domu.
Materyał znalazł na miejscu, w resztkach, jakie pozostały kolonistom od budowy własnych domów, robotników zjednał sobie poczęstunkiem, przysługą i potrafił ich przekonać, że robota, jakiej od nich potrzebuje, nie jest właściwie robotą, lecz przysługą, którą się wyświadcza z grzeczności.