Ato niby taki adwokat, pijaczyna! podszczuwacz, więc ojciec do sądu — tamten siedział bez trzy dni w kozie. Jak on ci wyszedł, zaraz Drapiszewski do tamtego na mojego ojca — znów sprawa — i tak ciągiem to na tego, to na tego — ojcowie się obniszczyli, izby żydom pozastawiali — a mój ojciec powiedział, że jak ja się z tamtego córką ożenię, to ją w nocy siekierą zabije.
Biedny chłopiec.
Izby żydom pozastawiali, w chałupie jeść co niema, a oni jeżdżą ino po sądach i jeżdżą, a my musiemy patrzeć na to zniszczenie.
I to wszystkiemu ten Drapiszewski winien?.
Albo nie? a czy on tylko w naszej wsi tak robi? W Gwizdałach, w Pępkowie, na Majdanku, gdzie ino może to łazi i szczuje. Ludzi niszczy, a sam pije bestya jak bąk — kto ma rozum, to go nie słucha, ale ciemnego człowieka obałamuci psia wiara.
Panie Janie, czy prawda że narzeczonej niczego się nie odmawia.
Czy możesz pani pytać o to?
Więc wdaj się pan w tę sprawę — pogodź starych, uszczęśliw młodych, będzie to dla mnie ślubnym prezentem z pańskiej strony, a może też dobrą wróżbą i zadatkiem przyszłego szczęścia... wszak mogę liczyć na to?