Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/100

Ta strona została uwierzytelniona.

nucie napisze i drogo nie weźmie. Porządny chłopak, da mu pan cokolwiek za fatygę, bagatelkę i będzie kontent.
— O to! jeszcze będę żydziakowi kieszenie napychać! Dość mnie już kosztujecie!
— Ale niech-no pan Walenty uważa, że pana Walentego pisanie długo zabawi, a my nie mamy czasu. Dziś jarmark, dziś godzina więcej warta, niż zwyczajne trzy dni. Ja poślę po żydka.
— Czekać, czekać! — odpowiedział Wasążek i zdjął przedewszystkiem z szyi czerwony szalik wełniany, który pomimo gorąca miał na sobie, następnie zrzucił surdut, kamizelkę, rękawy od koszuli zawinął po łokcie i tak roznegliżowany, chociaż kobiet w izbie nie brakło, do pisania zasiadł.
— No, teraz — rzekł — pójdzie już, jak po mydle, zobaczysz.
Szło oporem.
Ręka mokra przylepiała się do papieru, muchy, obsiadające łysinę, przeszkadzały zebrać myśli, pióro wyślizgiwało się z ręki.
Wielkiemi literami wypisał szlachcic: „Ja niżej podpisany własnoręcznie, Walenty Wasążek...“ Znowuż umoczył pióro w kałamarzu, ale umoczył zanadto i ogromny kleks rozlał się po papierze.
— No, co teraz będzie? — spytał Jukiel.
— Uf! gorąco piekielne; siedzę, jak w piecu,