Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/118

Ta strona została uwierzytelniona.

Oddawna w zwyczaj weszło, że w lepiance dziad siedzi — to i siedzi. Nie przeszkadzało to nikomu. „Dziadowską budą“ ta posesya się zwała, a sołtys z Zimnej Woli, setnie stary chłop i dawnych rzeczy świadomy, opowiada, że niegdyś, jak wielka zaraza na świecie panowała i grabarz nie mógł sobie z kopaniem grobów dać rady, zgodzono mu do pomocy dziada. Ten, czy dlatego, że chromał i chodzić trudno mu było, czy też, że na wsi go na komorne wziąć nie chciano, budę sobie tuż przy cmentarzu sklecił.
Zaraza przeminęła, a dziad został, budę fundamentalnie wzmocnił, gliną ją i ziemią obrzucił, tak, że trawa na niej porosła.
Zczasem zrobił sobie i drzwi zamykane i okienko i komin, a jednego razu, powróciwszy z włóczęgi kilkotygodniowej, babę szkaradną z sobą przyprowadził i dzieciaka, też kulawego jak sam.
Zaczęli ludzie na to sarkać, że zgorszenie się dzieje tuż przy samym cmentarzu, ale dziad gorszących się brzydkiem słowem zdyfamował i złe języki przytarł, gdyż papierami się wywiódł i przekonał, metryki pokazawszy, jako baba jest jego prawowita żona, a chłopiec, prawowity syn, ochrzczony aktualnie, że po imieniu mu Błażej, a po nazwisku Pokrzywa.
Wójt się w tę w sprawę wdał, papiery obejrzał, dziada z familią zapisali do ksiąg i już pozostał