Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/121

Ta strona została uwierzytelniona.

ne. Za nią ukazała się druga, tak samo ubrana i bardzo do pierwszej podobna.
Błażej czapkę zdjął i do samych sztachet się zbliżył.
— Niech będzie pochwalony! — rzekł. — Dzień dobry panienkom!
— Dzień dobry dziadku! A zkąd Pan Bóg prowadzi tak rano?
— Na jarmarku się było wczoraj w Czarnembłocie, panienko, na jarmarku, podług dziadowskiego rzemiosła, które cięższe i trudniejsze, a mało intratniejsze, niż insze szewctwo. Wieczorem się wyszło z Czarnegobłota, nocą się cokolwiek na gościńcu przespało, pod mostem, a potem się poszło i idzie się oto przed siebie.
— Wstąpcie do kuchni, barszczu wam dadzą, a i chleb jest świeżutki, wczoraj pieczony.
— Bóg zapłać! Stroi panieneczkę kwiatek, a jeszcze piękniej stroi miłosierdzie dla ubogiego. Niechże Bóg wynagrodzi, niech da panienkom zdrowie dobre, fortunę wielką i mężów, każdej takiego, jako sama sobie uwidzi i upodoba...
— Idźcie do kuchni.
— Pójdę, panienko, podjem sobie i modlić się będę do świętej Zofii, patronki starszej panienki, i do świętej Jadwigi, patronki młodszej panienki, aby wyprosiły wam szczęście i błogosławieństwo