Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/122

Ta strona została uwierzytelniona.

Boże. Podjem sobie, pomodlę się i pójdę dalej w świat.
— A w którą stronę, dziadku, pójdziecie?
— Gdzie oczy wskażą, a nogi poniosą. Powlokę się, kusztykając, przez las, bo między drzewiną chłodniej i precz, precz, lasem do Zimnej Woli na noc ściągnę do domu, jeżeli zdążę...
— To wam droga wypadnie przez Majdan.
— Dziadowi, panienko, rozmaicie drogi wypadają, czasem przez Majdan, czasem i nie przez Majdan, ale dziś musi mi wypaść przez Majdan.
— A to dlaczego?
— Dla panienki. Chociaż ja prosty dziadzisko i nieuczony, aleć zawsze zmiarkuję, co kiedy i jak uczynić, żeby za dobre słowo i za jałmużnę świętą, według swojej możności odsłużyć.
— Nie rozumiem ja, dziadku, co wy mówicie.
— Oj, dobrze panienka rozumie, tylko się przyznać nie chce.
Panna Zofia zarumieniła się, jak dojrzewająca wisienka, siostra jej zaczęła się śmiać, a dziad prawił dalej:
— Dziś mi droga przez Majdan wypadnie, panienko, sprawiedliwie przez Majdan, a coby panienka miała tam komu nakazać, to nakażę, a komuby się kazała kłaniać, to się pokłonię.
— Powiedzieć nie mam nic, a co do pokłonienia