Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/123

Ta strona została uwierzytelniona.

się, to niech się dziadek pokłoni od nas pani Zawadzkiej!
— Dobrze, panienko, pokłonię się, a jej synkowi to pewnie nie trzeba?
— Dlaczegóż?
— Tedy pokłonić mu się od panienki?
— Po cóż?
— Dlaczegóż? Po cóż? I pokłonić się — i nie kłaniaj się... Mój dziadowski rozum nie zmiarkuje.
— Miarkujcie sobie, jak chcecie, ja przecież nie mówię ani tak, ani owak.
— To właśnie najlepiej, panienko.
— A to dlaczego?
— Bo ja, podług swego pomiarkowania, powiem mu i tak i owak.
— Tylko bardzo was proszę, nie powiedzcie zadużo. Ja wam nic nie polecam i do niczego was nie upoważniam. Pan Stanisław, jeżeli chce, może do nas przyjechać, zna drogę; że już dwa tygodnie nie był, to jego wola. Nikt tu nie tęskni z tego powodu i nie płacze, ale jeżeli jego mama, pani Zawadzka, przyjedzie, będziemy bardzo kontente. Niech jej to dziadek powtórzy, niech powie, że tęskno nam za nią, że przyjechałybyśmy do niej, ale teraz czas taki, w gospodarstwie zajęcie, że nie ma kiedy i ojca o konie prosić nie śmiemy. Pani Zawadzkiej łatwiej, niż nam, na leśniczówce gospodarstwo maleńkie, oddalić się można, a pan