Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/124

Ta strona została uwierzytelniona.

Stanisław dla mamy koni żałować nie będzie. To tylko, dziadku, powiedzieć, nic więcej. Nic a nic, ani jednego słówka, bo zagniewałabym się na was strasznie.
— Dobrze, panienko, dobrze, Błażeja uczyć nie trzeba, powie on wszystko pani Zawadzkiej, a gdyby jej syna w lesie spotkał, to już na Majdan nie pójdzie, tylko lasem, wprost koło jeziora, do Zimnej Woli. Com miał matce powiedzieć, to powiem synowi, on zaś jej powtórzy akuratnie, do słowa. O powtórzy, to bardzo akuratny panicz.
— Zkąd wy, dziadku, wiedzieć możecie, czy on akuratny, czy nie?
— Dużo się, panienko złocista, po świecie chodzi, duży się widzi i słyszy, więc też i niejedno się wie. Ludzie nieraz mówią, na dziada nie zważają, a dziad siedzi w izbie, albo koło izby i słyszy. A wie panienka, co to ucho dziadowskie?
— No, ucho, jak ucho.
— Oj nie, panienko złota, nie; różne są na świecie uszy, a wcale nie podobne jedne do drugich. Insze chłopskie, insze żydowskie, a dziadowskie jeszcze inaksze.
— Jakież więc?
— A właśnie, że rychtyk, jak i dziadowska torba — głębokie. Co tam wpadnie, to już i siedzi, bo dziad rzadko kiedy torbę wytrząsa. Panieneczki śmieją się z dziada...