Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/131

Ta strona została uwierzytelniona.

— Jakto nie trzeba? — zawołał zaperzony Dawid.
— Bo nie. Ja nie kupię tego majątku.
— Nie kupi pan?
— Nie.
— Przecież dopiero co powiedział pan sam, że można dać cenę, jaką żądają, bez namysłu.
— Rzeczywiście, że można.
— No, więc?
— Ale ja nie dam.
— Niech mi pan wytłómaczy, dlaczego, co w tem za feler jest?
— Są dwa, jak dla mnie: pierwszy, że nie mam chęci do kupna, drugi, że nie posiadam pieniędzy.
— Pan nie ma pieniędzy?
— Dziwi cię to?
— Ma się rozumieć; jeżeli pan pieniędzy nie ma, któż je będzie miał w naszych stronach?
— To mi wszystko jedno; niech ma, kto chce!
Próbował jeszcze Dawid z różnych beczek, zachodził ztąd i zowąd, ale to się na nic nie zdało.
Dzierżawca Brzozówki był taki zawzięty i zapracowany gospodarz, że myślą po za granice folwarku, pól i łąk bardzo rzadko wybiegał, cudzemi sprawami nie zajmował się wcale, bliższych stosunków prawie z nikim nie utrzymywał. Od świtu do nocy był on na polu, lub w stodole, wszędzie zajrzał, wszystkiego sam dopilnował.