Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/133

Ta strona została uwierzytelniona.

trafię, a jeżeli nie wyszłam za mąż, to tylko dlatego, żeby się pod władzę czyjąś nie poddawać.
— Tak, pani siostro — odrzekł Borecki — znam cię przecież od małego, bratem twoim jestem, a rodem kurki czubate.
— Rodem, panie bracie, rodem, tylko się nam jakoś nie szczęści.
Borecki westchnął, stara panna mówiła dalej:
— Z pięciorga, dwoje już nas tylko zostało; ja rutkę sieję, a nawet teraz już nie sieję.
— Z własnej woli.
— Jak jest, to jest, dość, że jest. Za mąż nie pójdę, bom już z lat wyszła, a i ty, nieboraku, w małżeństwie szczęścia nie znalazłeś.
— Owszem, było...
— Tak, ale krótko.
— Tem większy żal i ból, pani siostro — rzekł z westchnieniem. — Żeby nieboszczka była zła, przykra, dokuczliwa, to oczywiście nie uczułbym tak boleśnie jej straty, ale taka dobra, taka cicha...
Nie dokończył, oczy łzami mu zaszły. Panna Gertruda wstała, zbliżyła się do brata i uścisnęła go serdecznie.
— Bracie — rzekła — dość! Wola Boga. On dał, On wziął. Tyś silny, przetrwasz. Za spokój zmarłej módl się, a na sierotki patrz, mój bracie kochany...
Był to jedyny wybuch czułości, na jaki sobie