Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/136

Ta strona została uwierzytelniona.

dziła kuchnię, spiżarnię, piwnicę, strychy, obory, chlewy, kurniki, ogród i ujęła żelazną ręką wszystko, co tylko do kobiecego gospodarstwa należy.
Na drugi dzień krzątała się już tak swobodnie, jak gdyby od wielu lat była w domu brata; już nic nie było dla niej obcem, ani nowem.
Służba odrazu poznała, z kim ma do czynienia i domyśliła się, że ta pani czasu tracić nie da.
Pan Jacenty miał zapowiedziane, że odtąd obiad ma być punktualnie o godzinie wpół do pierwszej i że spóźniać się nie wolno nikomu, bez wyjątku.
Pracowali usilnie oboje, brat i siostra. On, zapewne w wielkiem zmęczeniu fizycznem chciał smutek swój zagłuszyć i uśpić, a ona z poczucia obowiązku, z przyzwyczajenia, z temperamentu ruchliwego nadzwyczaj — swoje robiła.
Z dziećmi miała trochę kłopotu. Dziewczynki, przywykłe do pieszczot matczynych, nie mogły odrazu przylgnąć do ciotki, szorstkiej w obejściu i surowej; ale z czasem i to przyszło. Bały się trochę, były posłuszne każdemu jej skinieniu, ale i pokochały ją także, może instynktem dziecinnym przeczuwając w niej istotę dla nich, po ojcu, najżyczliwszą i całą duszą im oddaną.
Brat z siostrą rozmawiali rzadko, chyba przy obiedzie lub kolacyi, o pogodzie i drobiazgach codziennego życia; tak zwane przez pannę Gertrudę