Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/145

Ta strona została uwierzytelniona.

sie, w samym środku lasu. Nie przykrzy się panu w takiej samotni?
— Nie, pani. Cały dzień w lesie jestem, a często i w nocy trzeba wychodzić, pilnować, czy drzewa nie kradną. Matka moja z początku obawiała się, ale teraz przywykła już.
— Jej to rzeczywiście musi być przykro, gdy pana w domu nie ma.
— Przyzwyczaiła się. Przytem Majdan nie jest takiem pustkowiem, jakby się zdawało, ludzi nie brak. Matka ma dwie służące, jest chłopiec do koni, pastuszek do krów, dwóch gajowych mieszka obok w czworaku. Matka moja zresztą ciągle zajęta, zawsze umie sobie znaleźć zatrudnienie. Od rana do wieczora jest w ruchu i wciąż się skarży, że nie ma czasu.
— Ma racyę, panie. Kobieta, która chce pracować, jak się należy i zrobić wszystko, co do niej należy, nigdy nie ma zawiele czasu. Czy państwo dawno w tych stronach?
— Od roku.
— A poprzednio?
— Mama mieszkała w Warszawie, a ja, po skończeniu gimnazyum, praktykowałem w leśnictwie.
— Więc państwo z Warszawy rodem?
— Nie — odpowiedział z westchnieniem — rodem my ze wsi. Ojciec miał swój folwark po tamtej