Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/147

Ta strona została uwierzytelniona.

truda — te nocne wyprawy na złodziei nie są wcale przyjemne.
— Do wszystkiego się można przyzwyczaić.
Niebawem nadszedł Borecki i powitał młodego człowieka bardzo uprzejmie.
— Wielką mi pan wyrządziłeś przysługę — rzekł — byłem bo niespokojny, że tak długo zarząd z odpowiedzią zwłóczy, a budynek jest mi koniecznie potrzebny; w polu zboża dość, a nie ma gdzie składać. Już majstrów ugodziłem i robotników, każda chwila mi droga.
— W takim razie zapraszam pana dobrodzieja na jutro na cały dzień na Majdan; wybierze pan budulec i wymierzymy, ile kubików zawiera.
Podano obiad, zjawiły się i panienki. Zosia była bardzo zażenowana, a ile razy młody człowiek spojrzał na jej ręce, na których zresztą już ani śladu wisien nie było, spuszczała oczy i rumieniła się.
Przeszło to przecie jakoś i pierwsze lody przełamane zostały. W godzinę po obiedzie Stanisław odjechał, a przy pożegnaniu ciotka Gertruda prosiła go, aby o Brzozówce nie zapominał.
Nazajutrz wieczorem, gdy pan Jacek z Majdanu powrócił, siostra odbyła z nim krótką „konferencyę,“ a właściwie badanie.
Pan Jacek uśmiechnął się pod wąsem.
— Uważam — rzekł — że pani siostra bywa niekiedy ciekawa.