Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/167

Ta strona została uwierzytelniona.

weźcie sobie zaraz, ile wam potrzeba. Co się tyczy długu, radzę wam zapłacić lepiej dobrowolnie — mnie teraz bardzo pieniądze potrzebne, chcę sobie kupić dom w Czarnembłocie.
Chłop wziął sól i ze spuszczoną głową powlókł się do domu.
Ciężkie myśli roiły się w jego mózgu, zagadki nierozplątane, zawiłe. Ogarnęła go żałość i rozpacz. Zdawało mu się, że jest robakiem, którego lada chwila ktoś nogą rozdepcze.
Szedł powoli, nie patrząc na ludzi, na powitania nie odpowiadał, a tak się w myślach pogrążył, że chałupę swoją ominął i zamiast wejść do siebie, poszedł dalej, aż na koniec wsi.
Dopiero zawzięte ujadanie psa przebudziło go z zadumy. Obejrzał się i spostrzegł, że jest na samym końcu wsi, przed dworkiem Walentego Wasążka.
Szlachcic odpoczywał po całodziennym trudzie. Kapotę z siebie zrzucił i tak w koszuli tylko i w kamizelce siedział i ćmił fajkę. Rokicie przyszła myśl. Odpędził psa i poszedł prosto przed dworek.
— Niech będzie pochwalony! — rzekł. — Dobry wieczór panu Walentemu.
— Na wieki wieków! — odpowiedział szlachcic. — Jak się masz, Michale? Cóż cię tu na moje podwórko przypędziło?
— Bieda, panie Walenty.