Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/181

Ta strona została uwierzytelniona.

razie nie zatrzymam się na początku. Każdy towar ma kilka gatunków, dlaczegoby i ten wyraz gatunków miał nie mieć? Ja właśnie chcę te gatunki porachować, a jest ich bardzo dużo: takie maleńkie „pfe,“ które się mówi małemu dziecku, gdy się trochę błotem zawala i takie wielkie „pfe,“ jakie wymawialiśmy dziś z oburzeniem, słuchając o uczynkach tego gałgana! Od pierwszego do drugiego, ileż stopni? Mojsie, pomyślcie wy, ile może być stopni?
— Może kilkanaście...
— Może sto, może kilkaset, może tysiąc, może kilka tysięcy! Uważajcie tylko, ile razy zdarzy wam się wymówić ten wyraz.
Długo jeszcze prawił na ten temat Uszer Engelman i byłby prawił do białego dnia, bo z pięknej przędzy można snuć bardzo długą nitkę, ale obu mężów zdjęła senność, przeto powiedziawszy sobie nawzajem dobre słowo, rozeszli się i każdy z nich poszedł ku domowstwu, aby dać wypoczynek swoim dwustu czterdziestu ośmiu członkom.
Mojsie zastał swą piękną małżonkę jeszcze czuwającą.
Stała ona nad ogromną balią, napełnioną płynem ciemnego koloru, dolewała do niego mikstury z różnych flaszek i gąsiorów, zaglądając coraz do jakiegoś gęsto zapisanego zeszytu.