Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/182

Ta strona została uwierzytelniona.

— Co to? nie śpisz jeszcze? — zapytał małżonek.
— A gdybym ci powiedziała, że śpię.
— Tobyś skłamała...
— W takim razie, dlaczego pytasz o to, co własnemi oczami widzisz, mądry człowieku?
— Cóż ty robisz?
— Na jarmarku zapytywali o francuskie wino, więc robię francuskie wino. Przyrządzę całą balię tego smaku, podług przepisu mego ojca. Będą mieli doskonały „Lafit“. Ty jutro rano ściągniesz do butelek, zakorkujesz i przylepisz etykiety. Potrafisz?
— Przecież zawsze to robię.
— No, pamiętaj, że to jest stare wino, przypadkiem nabyte od jednego podupadłego kupca z Warszawy. Mój tate zawsze tak mówił i sprzedawał taki sam interes po dwa ruble butelkę. On mi dał swoje recepty. Do Zatraceńca, jeżeli będzie okazya, jutro, bez żadnego pytania, posyłam dwanaście butelek.
— Dlaczego masz posyłać, czy żądał?
— On nie żądał, ale ja żądam mieć od niego dwadzieścia cztery ruble.
Rzekłszy to, Małka roześmiała się, co zrobiło bardzo przykre wrażenie na mężu.
— Słuchaj, Małciu — rzekł łagodnie — dlaczego ty, gdy mówisz o Zatraceńcu, to zawsze śmiejesz się i jesteś wesoła?