Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/196

Ta strona została uwierzytelniona.

błockich i odbiera im słusznie należny zarobek. Oplwane niech będzie imię jego, a on sam niech zginie w gorącym popiele i iskrach, jak na to zasłużył.
Choćby Glancman nie przywiózł był z Kopytkowa nic więcej nad wiadomość o splunięciu i wytrząśnięciu popiołu z fajki, to i tak przywiózłby już bardzo wiele, ale nie na tem koniec.
Drobiazgowa relacya Glancmana zawierała jeszcze kilka punktów, niezmiernie ważnych, a przedewszystkiem ten, że kiedy sprawiedliwy mąż usłyszał o pisaniu i kilku denuncyacyach, jakie na niegodziwego człowieka podano, to uśmiechnął się i znowu kiwnął głową.
Czy może być ważniejsze i poważniejsze zatwierdzenie czynu? To kiwnięcie głową było niby złota pieczęć na pargaminie, znaczyło ono tyle, co zupełne uznanie i pochwała zarazem.
Wszyscy byli przekonani, że dzięki temu kiwnięciu, wszystkie środki, przedsięwzięte przeciwko intruzowi, będą niezawodnie skuteczne.
Pozna on smak, dowie się, co to znaczy wchodzić tam, gdzie nie potrzeba i robić to, co nie należy. Uciekać będzie, gdzie pieprz rośnie, a nietylko synom swoim, ale wnukom zapowie, ażeby omijali Czarnebłoto zdaleka, gdyż tam są ludzie, którzy w obronie praw swoich potrafią stanąć, niby lica, gdy kto jej młode chce zabrać.