Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/201

Ta strona została uwierzytelniona.

— I cóż? — rzekł w końcu Jankiel Bas — czym nie mówił, że nie mamy powodu tak bardzo się obawiać tego łajdaka.
— Byliście w strachu, tak samo, jak wszyscy.
— W strachu? Dlaczego nie miałem być w strachu, jeżeli on zaczął skupować zboże od ludzi, z którymi ja handluję? Owszem, byłem w strachu, ale swoją drogą mówiłem, że nie mamy czego się obawiać.
— Ech! — rzekł na to Engelman — taka już jest nasza natura, że często bywamy w strachu, choć niema czego się bać.
— Alboż mało nas straszyli? — wtrącił nieśmiało Mojsie.
— Prawda, że straszyli, i to nawet wielkiemi strachami, ale co zrobili nam? — dorzucił Engelman. — Straszył nas Faraon w Egipcie, straszyli Filistyny, straszył wielki paskudnik Haman, a gdzie oni teraz są? Ich dawno dyabli wzięli, a my jesteśmy i siedzimy sobie w Czarnembłocie i siedzieć będziemy, daj Boże, jak najdłużej. Czego się bać?
— Prawda. Czego się bać?
— No — rzekła z uśmiechem pani Małka — teraz, jak usłyszeliście wielkie słowo i jak wleźliście za to słowo, jak za piec, to jesteście bardzo odważni.