Strona:Klemens Junosza-Czarnebłoto.pdf/202

Ta strona została uwierzytelniona.

Mojsie ośmielił się delikatnie zauważyć, że w kwestyach tak poważnych głos kobiety wcale nie jest głosem, a ponieważ taka mowa groziła sprzeczką małżeńską, Engelman, chcąc ją odwrócić, stuknął mocno w stół i szeroko zaczął się rozwodzić nad położeniem.
Następnie Jankiel Bas podniósł kwestyę, o coby jeszcze można oskarżyć przybysza, który śmie prawa obywateli czarnobłockich naruszać?
Wprawdzie to, co się już zrobiło i co znalazło potwierdzenie i uznanie w Kopytkowie, wystarczy, ażeby intruza dyabli wzięli, ale dla pewności nie zaszkodzi, jeżeli go wezmą dwa razy. Na co robić z nim ceremonie? Chce drugich gubić, niech ginie sam, skoro jest taki łajdak.
Tego wieczora nad Czarnembłotem unosił się wielki obłok radości, wszyscy byli szczęśliwi i cieszyli się wiadomościami, które przywiózł Glancman.
Niektórzy jeszcze na noc, niektórzy wczesnym rankiem, posiadali na biedki i puścili się w okolicę za interesami, pełni otuchy, że im się powiedzie i że cokolwiek pod taką dobrą wróżbą rozpoczną, będzie uwieńczone najpomyślniejszym skutkiem.
Jankiel Bas wybrał się w dalszą podróż do miasta gubernialnego, ale przed wyjazdem odbył konferencyę z Glancmanem, a podczas niej często było wspominane nazwisko dzierżawcy Zatraceńca.